środa, 10 lipca 2013

ROZDZIAŁ 10

- Witam Państwa serdecznie na pokładzie samolotu naszych linii lotniczych. Będę do Państwa dyspozycji aż do czasu, kiedy wylądujemy w Kanadzie. W razie potrzeby, proszę mnie wezwać poprzez naciśnięcie przycisku po Państwa prawej stronie. Teraz niech Państwo się rozluźnią, za 5 minut odlatujemy. - wyrwała mnie z zamyślenia stewardessa.
Przez ostatnie dwa tygodnie nie myślę o niczym innym jak o naszej podróży do Kanady. Nie wiem co było większe - zaskoczenie, czy radość, kiedy mama zgodziła się, abyśmy spędziły Święta Bożego Narodzenia u babci Justina. Jednak radość wyparowała przy pierwszym samolotowym schodku, a jej miejsce zajął strach. Paniczny strach. Myślałam, że jestem odważniejsza i zwykły lot samolotem to dla mnie nic takiego, a okazuje się, że jest wręcz przeciwnie. Od kilku minut siedzę sparaliżowana w fotelu między mamą a Justinem, który stara się mnie jakoś uspokoić. Jego starania idą na marne, bo naprawdę, wizje, które tworzą się w mojej głowie są silniejsze ode mnie.
- Kochanie, naprawdę wszystko będzie dobrze. - wciąż zapewniał mnie mój chłopak.
- Wiem, ale i tak cholernie się boję. Jestem porąbana. - pokręciłam głową.
- To normalne podczas pierwszego lotu. - pogłaskał moją dłoń, którą cały czas trzymał.
- Proszę Państwa, startujemy. - usłyszeliśmy głos tej pieprzonej stewardessy. Serio, działa mi na nerwy swoim ciągłym gadaniem.
- O cholera! - poczułam jak wszystkie moje wnętrzności podskakują do góry kiedy samolot startował.
- To tylko 5 godzin lotu, będzie dobrze. - Tylko 5 godzin? Serio Justin? pomyślałam od razu, ale nie zdążyłam tego powiedzieć bo przerwał mi nie kto inny, jak stewardessa.
- Uwaga, uwaga! Za chwilę czekają nas małe turbulencje, jednak to nic niebezpiecznego. Proszę zachować spokój.
- Że co?! O nie Justin! Ja chcę wysiąść, teraz serio się boję i nad tym nie zapanuję! - zaczęłam panikować.
- Hej, hej kochanie! Jestem przy tobie, wszystko jest dobrze. Na tym odcinku zawsze są turbulencję, a jak widać, jeszcze żyję. - uśmiechnął się do mnie pocieszająco.
- Mów do mnie, mów tak, żebym nie mogła myśleć o tym pieprzonym locie. - zwróciłam się błagalnym tonem do chłopaka.
- Okej.. Opowiem ci trochę o Kanadzie, a ty się rozluźnij. - zaczął i w tym samym momencie szarpnęło samolotem a ja prawie wyskoczyłam z fotela. - Spokojnie kochanie. - złapał mocniej moją dłoń i zaczął ją głaska tak jak wcześniej.
Justin zaczął opowiadać o swoich dziadkach, o świętach w Kanadzie kiedy szarpnęło nami tak mocno, że uderzyłam głową w siedzenie przede mną. Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje. Spojrzałam na mamę, która najwidoczniej też się uderzyła, bo mocno trzymała się czoła. W momencie kiedy chciałam zobaczyć czy Justinowi się coś stało, znów byliśmy w stanie turbulencji i tym razem również uderzyłam się w głowę i chyba straciłam przytomność. Wtedy poczułam ogromny gorąc, jakbym siedziała przy kominku a moje nogi były ogrzewane przez jego ogień. Chciałam poruszyć nogami, bo było mi stanowczo za gorąco, ale nie mogłam. Nic nie mogłam zrobić. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że temperatura przy moich nogach jest coraz większa. Mimo ogromnego bólu głowy postanowiłam otworzyć oczy i wtedy ujrzałam coś strasznego. Wokół mnie były porozwalane fotele i inne części samolotu. Nigdzie nie było Justina ani naszych mam. Spojrzałam w dół, żeby sprawdzić czemu pieką mnie nogi, a moim oczom ukazał się ogień. Płonęłam! Moje ciało płonęło! Zaczęłam krzyczeć, wyrywać się z pasów, ale nie miałam siły, byłam zbyt słaba.
- Kate! Kate! - usłyszałam głos mojej mamy.
- Mamo! Gdzie jesteś?! Gdzie wy wszyscy jesteście?! Pomocy! - krzyczałam ile sił w płucach.
- Kate! Kochanie! - teraz wołał mnie Justin. Cholera jasna, gdzie oni wszyscy są?! Nagle poczułam szarpnięcie za ramiona i otworzyłam oczy, które nie wiem kiedy zamknęłam. - W końcu, Kate! Co ci się śniło?! Strasznie się rzucałaś po fotelu! Wszystko w porządku?! - Justin patrzał na mnie z przerażeniem w oczach.
Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje i gdzie jestem. Zaczęłam rozglądać się wokół i okazało się, że wciąż znajdujemy się w samolocie, a cała sytuacja sprzed chwili to głupi sen.
- Kate, wszystko dobrze? - ponowiła pytanie moja mama.
- Tak, myślę, że tak. Miałam tylko zły sen. Długo jeszcze będziemy lecieć? - zapytałam wciąż oszołomiona tym, co mi się śniło.
- Nie, za jakieś 15 minut lądujemy. Moje opowieści były aż tak nudne, że przespałaś całą podróż. - uśmiechnął się Justin.
 - Gdybyś wiedział co mi się śniło. - opadłam na fotel i wypuściłam powietrze, które wciąż wstrzymywałam.

Z wielką ulgą i trzęsącymi się nogami opuściłam pokład samolotu.
- Witajcie w Kanadzie! - zawołała śpiewnym głosem mama Justina.
- Jak się czujesz? Lepiej? - zapytała moja rodzicielka.
- Tak, jestem przeszczęśliwa opuszczając to miejsce. - wskazałam na samolot i wszyscy się zaśmiali.
- No to co? Najpierw jedziemy do babci się przywitać, a później się zobaczy. - zawołał Justin, a jego oczy były przepełnione ekscytacją.
Droga z lotniska do domu dziadków Justina trwała niecałe 30 minut. Obserwowałam bacznie ulice Kanady, które bardzo różniły się od tych w naszym mieście. Wszystkie domy były pięknie przystrojone i lekko zaśnieżone. Ludzie na ulicach śmiali się, dzieci lepiły bałwany i inne bałwanopodobne stwory. Zakochałam się w tym miejscu!
- Jesteśmy na miejscu. - zawołał Justin uśmiechając się od ucha do ucha.
Tak jak inne domy, dom dziadków Justina był duży, piękny i starannie przystrojony. Kiedy weszliśmy do środka, w powietrzu poczuliśmy zapach świątecznych ciasteczek, co momentalnie wywołało uśmiech ma mojej twarzy.
- Mamo, tamo! Przyjechaliśmy! - krzyknęła Pattie. Nagle zza drzwi wyłoniła się kobieta, jak podejrzewam babcia Justina i z łzami w oczach zaczęła ściskać swoją córkę i wnuka.
- Babciu, to moja dziewczyna, Kate, i jej mama, Emily. - przedstawił nas mój chłopak.
- Dzień dobry. - przywitałyśmy się obie z mamą i uśmiechnęłyśmy, a babcia złapała nas w mocnym uścisku.
 - Jestem Diane. - powiedziała gdy nas puściła.
- A gdzie dziadek? - zapytał Justin.
- A gdzie on może być? Siedzi w salonie przed telewizorem i nic mi nie pomaga. - zaśmiała się Diane.
- My pani chętnie pomożemy. - uśmiechnęła się moja mama.
- Diane, złotko, mów mi Diane. - również się uśmiechnęła. - Jesteście na pewno zmęczeni podróżą, poradzę sobie.
- Przeciwnie, ja odpoczęłam. Dawno nie spędziłam tylu godzin siedząc. - zaśmiała się mama.
- Dobrze, chodźcie. Najpierw coś zjecie, opowiecie co tam u was, a później zajmiemy się robotą. - powiedziała kobieta prowadząc nas do kuchni.
- My pójdziemy przywitać się z dziadkiem. - zawołał Justin łapiąc mnie za rękę. Chwilę później byliśmy już w dużym salonie, w którym znajdowała się wielka, pięknie przystrojona choinka.
- Cześć dziadku! - przytulił się do staruszka Justina.
- O chłopaku! Co ty tu robisz? - zapytał zaskoczony mężczyzna.
- Przyjechaliśmy na święta. - zaśmiał się Justin. - Chcę ci kogoś przedstawić! - Justin machnął do mnie ręką, żebym do niego podeszła więc tak zrobiłam.
- Dzień dobry. - powiedziałam nieśmiało.
- Chłopaku! Kim jest ta piękna dama? - zapytał dziadek Justina.
- To Kate, moja dziewczyna. - powiedział dumnie chłopak, na co zachichotałam.
- Witaj, młoda damo! - powiedział wstając i przytulając mnie do siebie. Chyba wszyscy w rodzinie Justina lubią się przytulać. - A więc uziemiłaś naszego chłopaka. Gratuluję! - zaśmiał się, a ja do niego dołączyłam.
Chwilę posiedzieliśmy z dziadkiem Bruce'em i pooglądaliśmy mecz hokeja, który Justin uwielbiał, a później poszliśmy do kuchni aby coś przekąsić. Następnie chłopak oprowadził mnie po całym domu, który okazał się być jeszcze większym, niż mi się wydawał.
- Jest jeszcze ktoś, komu chciałbym cię przedstawić. - uśmiechnął się do mnie Justin, obejmując mnie kiedy staliśmy w jego pokoju.
- Kto taki? - zapytałam zainteresowana.
- Moi przyjaciele. Rzadko się widujemy od kiedy nie mieszkam w Stratford. - powiedział trochę smutniejszym głosem.
- Chętnie ich poznam! - uśmiechnęłam się do niego i dałam mu krótkiego buziaka w policzek.
- No to chodźmy. - objął mnie jedną ręką w pasie i ruszyliśmy w stronę kuchni. - Idziemy się przejść, niedługo wrócimy. - poinformował nasze mamy i swoją babcie.
- Jasne, lećcie. - zaśmiała się Diane.

Na dworze było już chłodno, więc Justin mocno mnie do siebie przytulał kiedy szliśmy chodnikiem.
- Tu jest pięknie, cudownie, idealnie! - zachwycałam się mijanymi krajobrazami.
- Tak, to prawda! - uśmiechnął się do mnie.
Idąc, Justin opowiadał mi historie ze swojego dzieciństwa. Dotychczas nie wiedziałam, że wiódł życie w Kanadzie i Atlancie, co było spowodowane problemami między jego rodzicami. Na szczęście wszystko jest już dobrze i chętnie spędza czas w obu domach. Dowiedziałam się też, że z jego rodzeństwem, za którym wprost szaleje, jest spokrewniony tylko ze strony ojca, dlatego też nie miałam okazji ich wcześniej spotkać, bo mieszkają tutaj, w Stratford. Wcześniej nawet nie wpadłam na pomysł, aby go o to zapytać.
- To tutaj. - wskazał na kolejny piękny dom. - Tu mieszka Ryan, a tu obok Chris. - Zapukał do drzwi pierwszego domu, które chwilę później się otworzyły.
- Bieber?! No nie wierzę! Brachu, kupę lat cię nie widziałem! Gdzieś ty się podziewał?! - nadawał jak katarynka chłopak, przytulając Justina w przyjacielskim uścisku.
- A gdzie mogłem się podziewać? - zaśmiał się Justin.
- Fiu fiu fiu.. Czyżbyś była tą sławną Kate, o której ciągle nadaje Biebs? - spojrzał na mnie Ryan, a ja momentalnie się zaczerwieniłam.
- Ymmm, tak. Chyba tak. - odpowiedziałam zawstydzona.
- Zamknij się Butler. - zaśmiał się Justin popychając swojego przyjaciela. - Tak, to Kate. Kate, poznaj idiotę Ryana. - nie przestawał się śmiać.
- Bardzo mi miło. - uśmiechnął się do mnie chłopak. - Wchodźcie, akurat jest u mnie Chris, pewnie się ucieszy jak was zobaczy.
- Oczywiście, że się cieszę! - nagle za Ryanem pojawił się kolejny chłopak. - Siemasz Justin! Dobrze znowu cię widzieć.
- Cześć, dzieciaku! - zaśmiał się Justin i tak jak z Ryanem, przywitał się z chłopakiem uściskiem.
- Hej Kate. - przytulił mnie lekko Chris.
- Hej. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- No wchodźcie bo zimno. - pośpieszył nas Ryan. - Trzeba nadrobić te kilka miesięcy. Internet i telefony to nie to samo. Dawajcie, dawajcie.
Tak oto spędziłam miły wieczór w towarzystwie Justina i jego przyjaciół. Było naprawdę miło i śmiesznie. Tak jak kiedyś Dennis i John, tak teraz oni opowiadali mi śmieszne historie z dzieciństwa mojego chłopaka. Umówiliśmy się, że Nowy Rok spędzimy razem albo na jakiejś imprezie, albo zrobimy domówkę w domu Ryana, bo jego rodziców na pewno nie będzie. Musiałam obiecać w imieniu Justina, że w wakacje przyjedziemy do Stratford na dłużej i pojedziemy w jakieś tajemnicze miejsce chłopaków.
Około godziny 23 rozeszliśmy się do swoich domów. Z Justinem wkradliśmy się do kuchni jego babci i zjedliśmy trochę ciasteczek, chichocząc sami z siebie. Jako że po kąpieli nie byliśmy jeszcze zmęczeniu, poszliśmy do salonu, rozpaliliśmy kominek i rozsiedliśmy się wygodnie. Rozmawialiśmy o nas, o tym jacy jesteśmy szczęśliwi, że jesteśmy tu razem i nie musimy wisieć na telefonach 24/24 jak pewni by było gdyby moja mama nie zgodziła się na spędzenie świąt w Kanadzie. Około 2 nad ranem zmęczeni zasnęliśmy przy kominku przytuleni do siebie. Zapowiada się idealny czas.

_________________________________________________________________________________
Zdziwieni, że rozdział tak szybko? Ja też!
Miał być lepszy, ale pomysł miałam tylko na ten lot samolotem, później już pisałam na żywca, więc nie wyszło to za dobrze :c ale będę się starała, żeby kolejne były lepsze.
Widzę, że umowa czytam - komentuję nie wyszła, trudno. 
Muszą wystarczyć mi wyświetlenia :)

Do następnego! x

piątek, 5 lipca 2013

ROZDZIAŁ 9

- Hej mamo. - powiedziałam gdy weszła do kuchni.
- Dzień dobry. - przywitał się Justin z szerokim uśmiechem.
- Cześć dzieciaki - zmęczenie było wymalowane na jej twarzy. - Tak bardzo nie możecie bez siebie wytrzymać, że spotykacie się już o 9, w weekend? - zaśmiała się.
Nie, nie nie. Nie mogę jej okłamać mówiąc, że Justin dopiero tu przyszedł. Ona jest moją matką, traktuję ją jak przyjaciółkę. Od razu pozna, że kłamię. Z resztą, nic nie robiliśmy, tak? No właśnie!
- Właściwie to.. - zaczęłam, ale bałam się powiedzieć więcej. - Właściwie to Justin u nas spał. - powiedziałam jak najszybciej.
Jej oczy otworzyły się szerzej a usta przybrały kształt liter "O". To teraz się zacznie, pomyślałam.
- Czy wy..?  No wiecie, czy wy..? - popatrzyła na nas znacząco.
- O mój Boże, mamo! Oczywiście, że nie! - teraz to ja byłam w szoku.
- Uff, to dobrze. Wiecie, jeszcze macie czas na takie rzeczy.
Spojrzeliśmy na siebie z Justinem i zaczęliśmy chichotać, po czym naprawdę głośno śmiać. Chwilę później dołączyła do nas również mama.
- A więc co takiego było powodem, dla którego Justin u nas zagościł? - ni stąd ni zowąd zapytała moja rodzicielka.
Okej, przyznam, że tego nie przemyślałam. Przecież nie powiem jej, że schlał się jak głupi i nie mogłam go takiego odstawić do domu. Co innego mogę wymyślić?
- Byliśmy na imprezie. Megan trochę źle się poczuła, więc mój przyjaciel, John, odwiózł ją do domu samochodem.. - Jezu, on chyba nie chce powiedzieć prawdy?!
- Tak! Było późno i ciemno kiedy chciałam wracać, więc Justin zaproponował mi, że mnie odprowadzi do domu.. - pójdę za to do piekła! - Jak już mówiłam, było późno, więc pozwoliłam mu zostać u nas, żeby nie musiał iść taki kawał do siebie. - Mama uśmiechnęła się, chyba uwierzyła.
- To miło z twojej strony. Mam nadzieję, że powiadomiłeś swoich rodziców? - zwróciła się do chłopaka.
- Tak, oczywiście. - skłamał Justin. Przynajmniej w piekle nie będę sama.

O mój Boże! Całkiem zapomniałam o Ninie! Miałam dać jej znak, jak tylko wejdę do domu! Ona mnie zabije! - To wy tu sobie pogadajcie, a ja skoczę na chwilę do pokoju. Zaraz wracam i wtedy zrobimy tosty. - uśmiechnęłam się do nich.
Wbiegłam do swojego pokoju i szybko złapałam mój telefon. 5 połączeń? Nie jest tak źle, ale i tak najprawdopodobniej jestem martwa.
- Kate? -odezwała się dziewczyna po drugiej stronie. Była zła, bardzo.
- Nina, hej! Przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłam.. - Nina nie wytrzymała i przerwała mi.
- Gdzie ty do cholery miałaś telefon?! Jaja sobie robisz? Prawie zeszłam przez ciebie na zawał! Nienawidzę cię, Kate!
- Ej, przepraszam! Ze zmęczenia całkiem zapomniałam. Wróciliśmy do domu i od razu zasnęliśmy, ja.. - znów mi przerwała.
- Czekaj, co?! Justin spał u ciebie?
- Emm.. w sumie to tak. - odpowiedziałam skrępowana.
- W twoim łóżku?! - dopytywała moja przyjaciółka.
- Też..
- O jasna cholera! Okej, już wszystko rozumiem i jestem w stanie ci wybaczyć, że nie zadzwoniłaś. Ale wszystko musisz mi opowiedzieć. - zachichotała do telefonu.
- Nina, my nie.. - kolejny raz mi przerywa!
- Och, jasne, że nie! - zaśmiała się nie dowierzając.
- Jesteś głupia! Muszę iść zrobić śniadanie! Pa!
- Bajos. - zaśmiała się po raz setny w ciągu naszej krótkiej rozmowy.

Kiedy wróciłam do kuchni, po całym pomieszczeniu roznosił się uwielbiany przeze mnie zapach tostów.
- Mistrz kuchni, Bieber, serwuje śniadanie! - zaśmiał się Justin wyciągając tosty.
- Jesteś pewny, że mogę to zjeść? - przedrzeźniałam się z nim na co zrobił minę smutnego szczeniaczka.
- Twojej mamie smakowały. - rozpromienił się nagle.
- A właśnie, gdzie ona jest? - zapytałam zauważając jej nieobecność.
- Była bardzo zmęczona, więc poszła się zdrzemnąć. Powiedziała, że masz nie przychodzić nawet, jak bardzo będziesz czegoś potrzebować. - zaśmiał się.
- Jak zawsze miła! - zaśmiałam się.
- Zabieraj się za jedzenie bo mamy plany na dziś. - cmoknął mnie w policzek chłopak.
- Jakie plany? I dlaczego ty nie jesz? - zapytałam zaczynając tosta. Pysznego tosta, tak by the way.
- Ja już zjadłem. - uśmiechnął się. - A co do planów, musimy iść do Johna po mój samochód, później pojedziemy do mnie żebym mógł się przebrać, a na koniec musimy iść na zakupy.
- Zakupy? Jakie zakupy? - Co ten mój chłopak znowu wymyślił?
- Niedługo święta, a ja nie mam prezentu dla mamy, więc chciałbym żebyś pomogła mi coś dla niej kupić. - uśmiechnął się szeroko. - Co ty na to?
- Och, z miłą chęcią. Przy okazji kupię coś dla swojej. - uśmiechnęłam się odkładając talerz do zmywarki. - Było pyszne! - cmoknęłam Justina w policzek wychodząc z kuchni.

Weszliśmy z Justinem do największego Centrum Handlowego w naszym mieście.
- Więc, co chciałbyś kupić swojej mamie? - zapytałam.
- Sam nie wiem.. Myślałem o jakiejś biżuterii, może łańcuszek. - uśmiechnął się nieco zakłopotany.
- Świetny pomysł. - odwzajemniłam jego uśmiech i mocniej ścisnęłam jego rękę.
Poszliśmy do pierwszego sklepu jubilerskiego jaki zauważyliśmy na swojej drodze, ale chwilę później go opuściliśmy, bo kosmiczne ceny uderzyły w nas z niespotykaną siłą.
- Chodźmy tutaj! - pociągnęłam Justina ku wejściu do innego jubilera.
Na szczęście tutaj ceny były unormowane, więc mogliśmy się rozejrzeć za czymś ciekawym.
- A co myślisz o tym? - w tym samym momencie wskazaliśmy na łańcuszki z literkami.
- Tak, to będzie świetny prezent. - zaśmiałam się z nas. - Może też kupię takie cudo mojej mamie. - uśmiechnęłam się do siebie.
W ostateczności wyszliśmy z Centrum z naszyjnikami z naszymi inicjałami jako prezenty dla mam. Do tego Justin kupił swojej siostrze, Jazzy, piękną lalkę, a bratu, Jaxonowi, samochód. Oczywiście z tego drugiego prezentu cieszył się najbardziej. Głodni i zmęczeni zaszliśmy do małej restauracji typu McDonald's i zjedliśmy obiad.
- Jakie macie plany na święta? - nagle zapytał Justin.
- Moja mama jest ciągle w pracy, więc wątpię, żeby wiedziała, że takowe się zbliżają. Pewnie przypomni sobie dzień przed Wigilią i spędzimy ją jak zawsze same zajadając się potrawami przed telewizorem. - powiedziałam lekko się uśmiechając żeby nie zdradzić swojego smutku z powodu tego jak wyglądają nasze święta.
- Mam pewną propozycję dla was obu. - zaczął chłopak i bardzo mnie zaciekawił. - Co roku jeździmy na Święta do babci, do Kanady. Dom jest pełen rodziny i znajomych. Może chciałybyście pojechać z nami? - uśmiechnął się łapiąc moją rękę.
- Nie Justin, no co ty. Ten czas powinno spędzać się z rodziną, to byłoby niegrzeczne wpraszać się do kogoś. Poza tym, nasze mamy się na to nie zgodzą.
- Moja na pewno się ucieszy, a babcia będzie w siódmym niebie mogąc przywitać jeszcze więcej gości. Moglibyśmy spędzić Święta razem, a nawet zostać w Kanadzie do Nowego Roku. Wystarczy tylko zapytać twoja mamę, jeśli oczywiście chcesz.
- Dobrze, porozmawiam z nią o tym. - uśmiechnęłam się do niego.
- Cieszę się. - odwzajemnił mój uśmiech. - A teraz chodź. Jest już późno i możliwe, że twoja mama się o ciebie martwi.
Święta w większym gronie były moim marzeniem od kiedy pamiętam, a teraz jeszcze byłyby spędzone z Justinem. To byłoby naprawdę świetne i mama może w końcu by odpoczęła. Muszę z nią o tym jak najszybciej porozmawiać.

_________________________________________________________________________________
Rozdział nie jest spełnieniem moich oczekiwać, może dlatego, że jest 2 w nocy, nie wiem. W każdym razie przepraszam za tę papkę, którą Wam dałam do czytania. Błędy poprawię jutro, bo już zasypiam. Mam już pomysł na następny rozdział, wiec powinno być lepiej, przynajmniej mam taką nadzieję.
Straaasznie szybko rośnie liczba wyświetleń, co mnie bardzo podbudowuję :) 
A i dziękuję za przemiłe komentarze na twitterze <3
 Tutaj też możecie je pisać tak by the way! :D

Może taka zasada:
czytasz - komentujesz 
okej? Byłoby fajnie :)